Święta, przynajmniej te w tradycyjnym polskim wydaniu, są wyjątkowo trudnym czasem dla osób będących na diecie redukcyjnej. Nie chodzi tylko o silne pokusy kulinarne, ale także o różnego rodzaju docinki najbliższych, nie zawsze wyrażane w złej woli. Czego nigdy nie powinno się mówić przy świątecznym stole komuś, kto próbuje zrzucić zbędne kilogramy? Sprawdź to w naszym poradniku.
Oczywiście, że zjedzenie kolejnego pieroga czy filetu z dorsza nie powinno zburzyć całego planu żywieniowego (w końcu święta są okazjonalne), to jednak nie o to tutaj chodzi. Takie wmuszanie jedzenia w osobę, która chce schudnąć i walczy ze swoim łakomstwem jest zwyczajnie nieeleganckie i na pewno nie pomaga.
Takie szantaże są dobrze znane większości z nas – słyszeliśmy podobne słowa nie raz będąc dziećmi („za mamusię, za tatusia” etc.). Nie ma natomiast sensu stosować ich w odniesieniu do dorosłej osoby, o której wiemy, że jest na diecie redukcyjnej. Szacunek dla bliskich osób nie objawia się poprzez to, ile przyrządzonych przez nie potraw zjemy w czasie Wigilii czy innego święta.
Może i tak, natomiast nie zmienia to faktu, że zdecydowana większość tradycyjnych polskich potraw świątecznych stanowi bombę kaloryczną i poważne wyzwanie dla wątroby. Dlatego osoby będące na diecie redukcyjnej w pierwszej kolejności starają się ograniczać tłuste mięsa, potrawy smażone na oleju oraz oczywiście słodkości – a tych na żadnym polskim stole w czasie świąt nie może przecież zabraknąć.
Popularna maksyma, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Owszem, w czasie świąt można przytyć i to sporo, zwłaszcza spędzając je w tradycyjny polski sposób, czyli praktycznie nie odchodząc od stołu. Zanim wypowie się takie słowa, to warto postawić się we sytuacji osoby, która z mozołem zrzuciła właśnie 2-3 kilogramy. Czy naprawdę warto nakłaniać ją do tego, aby w ciągu kilku świątecznych dni zmarnowała cały ten wysiłek?